Moje prywatne katharsis

Dzieła sztuki to nie zwyczajne obiekty, to materialne przekaźniki emocji, mogą wywołać odrazę, wstyd, ekstazę, bunt. Mogą być swego rodzaju komentarzem do zjawisk społecznych, kulturowych, politycznych bądź odpowiedzią na inne dzieło.

Dla mnie bardzo ważną sprawą jest powód powstania, powód robienia rzeźby, obrazu, muzyki. I jedyną grupą ludzi uprawiających sztukę, którą naprawdę szanuję, to są wszyscy twórcy anonimowi. Wielka sztuka ludowa, wielka sztuka sakralna różnych kultur religijnych – tam powstawały dzieła robione z jakiejś głębokiej, wewnętrznej potrzeby, z jakiegoś ciśnienia wewnętrznego życia człowieka. Ten powód u ludowych artystów, u tych anonimowych, to nie jest „rozwiązywanie problemów plastycznych”, „organizowanie czasu i przestrzeni”, tylko w ogóle zagadnienie treści.[1]

Kiedy myślę o sztuce wysokiej, to w mojej głowie pojawiają się zaraz nazwiska starożytnych greckich dramaturgów, kilku malarzy renesansowych oraz wielkich XX-wiecznych pisarzy. Obok nich, nazwisko polskiego, nieżyjącego już artysty, tworzącego dzieła z przedmiotów brzydkich, porzuconych, innymi słowy – ze śmieci, choć nietypowych; autora powyższego cytatu.

To, co dla mnie najciekawsze w dziełach należących do sztuki wysokiej, to poglądy twórców. Zapytasz: Niby czemu, skoro obcujesz z dziełem, więc po co Ci znać, co sobie artysta myśli, jaki to w ogóle ma związek ze sztuką? Przecież autor umarł. Koniec. Nie możemy go utożsamiać z narracją dzieła!

Niby tak, ale kiedy obcuję z jakimś dziełem sztuki i wywrze ono na mnie wrażenie, zaintryguje, sprawi, że się zatrzymam, spowoduje pewnego rodzaju „wyrwę”, że wychodząc z galerii, czy kończąc czytać lub oglądać, sprawi, że nie będę taka sama, to zwyczajnie mam ochotę poznać człowieka, który stworzył taki przekaz. Dzieła sztuki to nie zwyczajne obiekty, to materialne przekaźniki emocji, mogą wywołać odrazę, wstyd, zadowolenie, ekstazę, złość, bunt, smutek. Mogą być swego rodzaju komentarzem do zjawisk społecznych, kulturowych, politycznych bądź odpowiedzią na inne dzieło, prowadzą dialog z tradycją. Tak więc dzieło w jakimś stopniu przejawia myśli artysty, choć ciekawsze wydają się same intencje. Pytanie: po co? Co ten obraz/fotografia/książka/film/kompozycja ma zrobić z odbiorcą? Czy jest tworzony dla odbiorcy? Może bardziej dla samego artysty? Może dla samej sztuki? Może dla pieniędzy?

Te pytania czasem same się nasuwają podczas obcowania ze sztuką, czasem się o nich nie myśli, bo bardziej nurtuje nas treść dzieła – sens, interpretacja, a od niej zaczyna się fascynująca przygoda poszukiwania i w końcu nawiązanie dialogu. Dialogu z dziełem, dialogu z nadawcą, bo cóż to za komunikat bez nadawcy? Nie istniałby. Stąd moja ciekawość wobec twórczości pewnych artystów, a zwłaszcza Władysława Hasiora.

Wchodząc po raz pierwszy do jego jaskini, nie miałam pojęcia co mnie czeka i nie wiedziałam, że ten dzień zmieni wszystko. No może nie wszystko, tylko/aż moje poglądy na sztukę współczesną. Nie wiem, ile czasu tam spędziłam, bo w tamtym miejscu takie pojęcia jak czas, przestrzeń, rzeczywistość nie istnieją. Przekraczając próg muzeum, stałam się częścią świata Hasiora. Wnętrze tej świątyni wypełniały: assamblage, obrazy, sztandary, rzeźby i muzyka. Całość tworzyła spójną kompozycję oddziałującą na wszystkie zmysły, na ścianach, suficie, na podłodze – wszędzie dzieła sztuki. Na pierwszy rzut oka mogą wydawać się odrażające, mogą budzić wstręt, przerażenie, czasem wywołują poczucie obcości i sprawiają, że masz ochotę wybiec z tego miejsca. Nie wybiegaj, podołaj temu, co niewygodne. A z pewnością może być dla niektórych niewygodne patrzenie na delikatne plastikowe małe laleczki przekłute szkłem lub otoczone innymi ostrymi przedmiotami. Niekomfortowe z pewnością może być patrzenie na bochen chleba, z którego płynie krew; obraz składający się z gwoździ, drutów, zardzewiałych sztućców: widelców, noży… Nieprzyjemne może być patrzenie na przerażające kompozycje postaci, których twarze tworzą czaszki zwierząt, poroża, futra… i wiele innych nieoczywistych materiałów. To nie są przypadkowe „śmieci”, a dzieła to nie chaotyczne połączenie tych śmieci.

Używam materiałów, które znaczą, podszeptują. Każdy przedmiot ma swój sens, a złożone dają aforyzm. Aforyzm jest bardzo podobny do prawdy, ale nie jest samą prawdą. Łatwiej o aforyzm, niż zgłębienie dna prawdy.[2]

Każde dzieło sztuki Hasiora, jak sam pisze to aforyzm. Dlatego jego sztuka może przerażać, nie przez samo użycie konkretnych przedmiotów, co przez treść jaką niesie ta kompozycja. Wejście do Galerii Władysława Hasiora grozi przeżyciem metafizycznym, tylko otwartym umysłom to polecam.

Zależy mi na tym, by wrażenie ze spotkania z moim eksponatem było trwalsze niż sam eksponat. (…) Stawianie mi zarzutu, że niepoważnie traktuję moje prace, bo czynię je rzekomo słabymi fizycznie, dowodzi tylko głęboko zakorzenionego przywiązania do wartości materialnych. A to wywodzi się z kolei z częstej bytności u jubilera niż na wystawie sztuki współczesnej…[3]

Wybierajmy mądrze galerie sztuki.

1 W. Hasior, Myśli o sztuce, oprac. Z. Zegadłówna, Nowy Sącz 1986, s. 14-15.
2 Ibidem, s. 9.
3 Ibidem, s. 10-11.

 

Lilly Bay
Przechodniu, co wstępujesz w me progi – przystań. Zakotwicz się na dłużej i spójrz na wszystko, co Cię otacza inaczej.

Myśli są Ruude

Myśli są Ruude

Jeśli Ty też uważasz, że potrafisz, że powinnaś lub powinieneś, wreszcie - jeśli chcesz, to miejsce jest otwarte na Twoje myśli…

Poniżej jest bezpośrednia linia. Do mnie. Wtedy też, będzie tutaj trochę Ciebie. Ciebie w oderwaniu od Ciebie.

mysli.sa@ruude.net

Komentarze