Moda na modę

Musi chyba upłynąć trochę czasu, aby otrząsnąć się z wybujałych ambicji i dopasować ofertę do rynku. Trudnego rynku. Rynku, na którym króluje fatalnej jakości chińszczyzna, faszyn from Raszyn, a większość społeczeństwa dysponuje raczej skromnymi środkami finansowymi.

Moda, ubieranie się i wszechobecne trendy zawładnęły naszym życiem. Dyktują nam kolory, fasony, formy, gadżety i miliony innych must have, bez których niemalże znikamy w niebycie. Przestajemy istnieć, jesteśmy niewidoczni, co najwyżej egzystujemy, bo o żadnym życiu pełną piersią nie może być mowy.

Trochę mnie to śmieszy. Powodów jest kilka. Po pierwsze – życie to życie, a moda to moda. Pewnie, że jest fajna, zabawna, flirciara. Jasne, że w dziesięciocentymetrowych szpilkach świat wygląda inaczej, o nogach nie wspominając. Z tym, że to tylko dodatek. Bardzo go lubię, nieustannie mnie bawi i dostarcza rozrywki, ale sens jest zupełnie w innym miejscu. Jeżeli jest równowaga pomiędzy sensem, a zabawą niech trwa. Jeżeli zabawa przeważa nad sensem, nie ma nic i nie zapchają tego żadne cuda od najlepszych projektantów. Blichtr będzie bił po oczach, pozory, kabotyństwo do kwadratu. Bida z nędzą, mimo, że na grzbiecie ciężkie tysiące. Wszystko marność.

Yigal Azrouel Fashion Show
Yigal Azrouel Fashion Show

Dla wszystkich, którzy bronią twierdzenia, że moda jest sztuką, potrzebą wyższego rzędu, elitarnym luksusem, odpowiadam że i owszem, a nawet powyższe twierdzenia popieram, tylko nie w Polsce. Sorry, ale taki mamy klimat. Na naszym podwórku jest to, w przeważającej większości, co najwyżej dobrej jakości moda użytkowa. Przykłady projektantów i kolekcji z prawdziwie górnej półki można policzyć na palcach jednej ręki.
Paradoksalnie są to również ci najskromniejsi, nie szukający poklasku i świateł fleszy, a do swojej profesji podchodzący z pokorą i wielką wytrwałością. Kilku bywa momentami w Upper Class, by potem powrócić do szarej rzeczywistości. I to by było na tyle. Uważam, że nie do końca wynika to z braku młodych, zdolnych, kreatywnych, ale zderzenie marzeń z rzeczywistością jest bolesnym doświadczeniem, które nie każdy udźwignie.
Nie byliśmy, nie jesteśmy i raczej nie będziemy rynkiem dóbr luksusowych w faktycznym tego słowa znaczeniu. Problem w tym, że musi chyba upłynąć trochę czasu, aby otrząsnąć się z wybujałych ambicji i dopasować ofertę do rynku. Trudnego rynku. Rynku, na którym króluje fatalnej jakości chińszczyzna, faszyn from Raszyn, a większość społeczeństwa dysponuje raczej skromnymi środkami finansowymi. Rynku, na którym trzeba odzwyczaić i uświadomić młodym klientkom, że sieciówka typu Zara, H&M i inne Inditexy to coś w rodzaju odzieżowego McDonalda. Być może się tam tanio najesz, ale niestrawność gwarantowana.

Jest światełko w tunelu, oświata modowa robi swoje, praca u podstaw i owszem, młodzi zdolni podejmują próby dotarcia ze swoimi propozycjami do szerszego grona odbiorców, ale jak mawiają – wszystko to brak kasy. Poprawi się sytuacja finansowa naszego społeczeństwa, poprawi się wizualna strona naszej ulicy. Cały ten krajowy, modowy zamęt, mimo wszystko, jest trochę na wyrost. Próbuje się nadać modzie w Polsce jakieś wyjątkowe znaczenie, podczas gdy póki co, to najwyżej powoli obrabiamy ściernisko. To trochę zaczynanie od końca, tak jak gdyby wystartować z malarstwem abstrakcyjnym, nie mając pojęcia zielonego o realistycznym odtworzeniu rzeczywistości. W modzie podobnie, najpierw należy zaszczepić elementy podstawowe takie jak schludność (sic!), dobra klasyka, jakość, nauczyć dokonywania właściwych wyborów także na średniej półce towarów, a potem możemy sobie poszybować w stronę elitarnej abstrakcji. Niestety skoku w żadnej dziedzinie się nie zrobi i każdy musi przejść odpowiednią drogę do celu. Taka metoda małych kroków. Niech się dzieje, aby Polska moda rosła w siłę, a Polacy ubierali się dostatniej.

Cammelie

Cammelie

Pisze, bo lubi. Kiedy nie pisze, znaczy, że nie.

Prowadzi autorskiego bloga www.cammelie.com.

Komentarze