Kiedy mózg chowa się pod kołdrą

Derealizacji nie da się opisać pięknie. Wielu mądrych opisało ją na wiele mądrych sposobów, ale do tej pory przeczytałem tylko jeden opis, który oddał naturę rzeczy.

Nagle twoje nogi nie są twoje. Nagle nie wiesz, czy nawet tam są. Były minutę temu, niby dalej trzymają cię w pionie… ale jakoś nie są twoje. Twoje ręce znienacka wiszą bezwładnie, nie wiesz, co z nimi zrobić, a nawet gdybyś wiedział – nie możesz. Bo nie są twoje. Całe twoje ciało nie należy do nikogo. Tego mokrego szkieletu w mięsnym opakowaniu nikt nie zamieszkuje, a ty jesteś Bytem.
Z tym, że ten właśnie byt wkracza w bardzo zdradliwą strefę ataku paniki.

Pierwszy raz spotkałem się z opisem – naprawdę dobrym – w książce Mamrie Hart. To książka od niej i o niej, bez większych ceregieli opowiada o sobie i swoich historiach. Bardzo zabawna, dość lekka, ale jednak to z niej wyniosłem kilka dobrych praktyk.

Idź, usiądź na zapleczu, powiedziała do kelnerki, z którą pracowała, kiedy zauważyła u niej początki ataku paniki. Zaniosła jej szklankę wódki i pouczyła, jak oddychać.

Oddychanie jest tak niezmiernie ważne, że nie mogę tego bardziej podkreślić. A kiedy mózg szaleje i nie rozpoznaje własnego ciała i otoczenia, to jakoś łatwo o tym zapomnieć.

fot. Free-Photos, CC0

fot. Free-Photos, CC0

Przy pierwszym ataku paniki zadzwoniłem – resztką sił – do mojej przyjaciółki. Ona poinstruowała mnie, jak przetrwać, pomogła mi oddychać. Kazała usiąść na pobliskich schodach (nomen omen, akurat przechodziłem przez stary cmentarz żołnierzy radzieckich) i ich dotknąć. Dokładnie, całą dłonią. Nie wiedziałem, po co to, ale w takim stanie bardzo łatwo słucha się poleceń.

Prawdę o tych schodach odkryłem dużo później, kiedy zafiksowałem się na tematyce zaburzeń dysocjacyjnych osobowości (osobowości mnogiej). Młoda Brytyjka tłumaczyła, na czym polega i jak się objawia dysocjacja – czyli właśnie to paskudne rozdzielenie świadomości i ciała.

Okazało się, że kiedy mózg ma problem z przetworzeniem otaczającego go świata, to trzeba go do tego zmusić. Podejść do ściany i poczuć jej fakturę, dokładnie obdotykać firankę, sprawdzić, czy trawa pod nogami jest kłująca czy nie.

I, jakby to głupio nie brzmiało, kiedy mówię o czymś, co ma w nazwie słowo panika, tylko spokój może nas uratować.

A tak w ogóle, to to, co opisałem, to świetne ćwiczenie dla tych, którzy ataków paniki nie mieli przyjemności doświadczyć.

Bo co, wiesz, jaką fakturę ma ściana po twojej lewej? Tak myślałem. Ręka do góry, kto wyciągnął rękę i pomacał jakiś przedmiot. Czasem po prostu dobrze jest się zatrzymać i sprawdzić ścianę, drzewo, pooddychać na spokojnie. Niewielka różnica od medytacji.

Tylko, na Boga, ostrożnie w miejscach publicznych z tym obmacywaniem przedmiotów. Jak was zabiorą na wytrzeźwiałkę, to ja za to nie płacę.

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze