Kapsuła młodości
Wsiadamy, zapinamy pasy i zachwycamy się zatrzymanymi w czasie mężczyznami i kobietami. W tym równoległym świecie nie ma przemijania, smutku, zmarszczek, rozwodów. Króluje dobro, a zło, nawet jeśli trochę namiesza, ostatecznie zawsze przegrywa.
Chyba na starość robię się sentymentalna, ponieważ coraz bardziej podobają mi się stare filmy. Jedną z moich ulubionych gwiazd kina jest Audrey Hepburn, z jej przepastnymi, brązowymi oczami i nienachalną zmysłowością. Ostatnio obejrzałam Rzymskie wakacje z Hepburn i Peckiem. Z zapartym tchem śledziłam ich perypetie, kibicowałam rozwijającemu się uczuciu i z przyjemnością uległam złudzeniu nieskończonej, filmowej młodości.
Bo, czy to nie wspaniałe? Być świadkiem rozkwitającej urody aktorów z lat 50. i 60., obserwować pełne gracji ruchy, zaróżowione policzki i rozświetlone spojrzenia. Zapomnieć, że Audrey odeszła w wieku zaledwie 63 lat po walce z nowotworem albo, że Marylin, śmiejąca się radośnie w Mężczyźni wolą blondynki przez większość życia cierpiała na depresję, która ostatecznie pchnęła ją do samobójstwa.
Filmy to takie magiczne kapsuły młodości. Wsiadamy do nich, zapinamy pasy i zachwycamy się zatrzymanymi w czasie mężczyznami i kobietami. W tym równoległym świecie nie ma przemijania, smutku, zmarszczek, rozwodów. Króluje dobro, a zło, nawet jeśli trochę namiesza, ostatecznie zawsze przegrywa. Charyzmatyczny James Dean w Buntowniku bez powodu nie wie, że stanie się młodzieżową ikoną nie ze względu na kinowe role, a za sprawą tragicznej śmierci, natomiast partnerująca mu Natalie Wood nie ma pojęcia, że zakończy życie tonąc w Pacyfiku (jak na ironię, od wczesnego dzieciństwa panicznie bała się wody). Co z Liz Taylor nawiązującą ognisty romans z Richardem Burtonem na planie Kleopatry? Wcielając się w majestatyczną władczynię Egiptu nigdy by nie zgadła, że, chociaż połączy ją z Burtonem wielka miłość, nie obędzie się bez ciągłych kłótni, wspólnych zmagań z alkoholizmem i dwóch rozwodów.
Lubię stare filmy dlatego, że są nieskomplikowane. Nie zrozumcie mnie źle, cenię również ambitne produkcje, jednak hollywoodzka kinematografia sprzed siedemdziesięciu/ sześćdziesięciu lat serwuje sympatyczne, jednowymiarowe historie, przy których naprawdę można się zrelaksować. Kobiety, choć zwykle przedstawiane stereotypowo, pozostają damami i miłość, zamiast od pierwszego zbliżenia, zaczyna się tam od pierwszego pocałunku (dawni filmowi amanci wiedzą, że, aby zdobyć wymarzoną partnerkę, nie wystarczy pójść z nią do łóżka, lecz trzeba się bardziej postarać). Nie twierdzę, że powojenni aktorzy byli nieskazitelni, ale mieli w sobie dość finezji, by przekonująco ukazać platoniczną miłość swoich bohaterów. Jeżeli znajdziecie mi kogoś, kto spojrzy na ekranową koleżankę tak, jak Gregory Peck na Audrey Hepburn w scenie wieńczącej Rzymskie wakacje, oddam Wam pół królestwa.
Każdemu polecam zapoznanie się z uroczą Audrey, kokieteryjną Marylin czy ujmującą Natalie, a fanów ciężkich przystojniaków zachęcam do przyjrzenia się kinematografii Gregory'ego Pecka. Podziwiając te i inne hollywoodzkie sławy zapewnicie im wieczną młodość oraz nieśmiertelność.
Marta Wiktoria Kaszubowska
Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.
Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska