Kalsarikännit

Jedno mądre słówko wiosny nie czyni, więc tym razem, z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, chciałbym zaproponować wam listę - będzie to lista zjawisk, na które potrzebujemy słów.

Oto ono – piękne słówko z języka fińskiego, zlepek słów oznaczających bielizna i pijany. I zanim pomyślicie, że to określenie na tego jednego gościa na każdej imprezie o 2:00, który tańczy w gaciach i abażurze na głowie, nic bardziej mylnego…

Kalsarikännit bowiem oznacza siedzenie w bieliźnie w domu i picie wina. Zakładam, że nie musi to być wino, dobór alkoholu leży po stronie właściciela (lub użytkownika, nie wnikam) bielizny, ale widziałem głosy, że kalsarikännit wyprze duńskie hygge. I bardzo słusznie.

Ale to tylko dobry kierunek. Jedno mądre słówko wiosny nie czyni, więc tym razem, z okazji zbliżających się świąt Bożego Narodzenia, chciałbym zaproponować wam listę – będzie to lista zjawisk, na które potrzebujemy słów. Nie będzie miała nic wspólnego ze świętami, potraktujcie to jako prezent ode mnie. Nie, nie można wymienić na toster.

Na pierwszy ogień, dwie ewolucje kalsarikännit. Po pierwsze, słowo na opisanie wściekłości, która ogarnia osobę, która chciała się kalsarikännitować, ale została zmuszona do odziania się, niepicia i wyjścia z domu bądź podjęcia gości. Ciśnienie skoczyło?

To dopiero początek. Drugie słowo, którego potrzebujemy, to słowo na opisanie sytuacji, kiedy z powodu planów nie do uniknięcia porzucamy kalsarikännit, ubieramy się, nie pijemy, a plany zostają w ostatniej chwili odwołane. Samym tym opisem doprowadziłem do wściekłości K, która sprezentowała mi oryginalne słówko.

fot. Fabio Santaniello Bruun, CC0

fot. Fabio Santaniello Bruun, CC0

Inne słówko przydałoby się na określenie bardzo dobrze znanego mi momentu – tego, kiedy rozmawiam z kimś i albo jestem w złym nastroju, albo nie chce mi się z daną osobą gadać, ale wypada być miłym. Jak wiadomo, uśmiech słychać, więc nawet w rozmowie telefonicznej uśmiecham się i nadaję głosowi radosne trele. Rozmowa się kończy, rozmówca się odwraca/rozłącza, i co? I w 0,013 sekundy uśmiech znika z twarzy. I to jest zjawisko, na które potrzebuję określenia.

Potrzebuję też określenia na to uczucie, kiedy mam na coś ochotę, ale nie wiem na co. Czuję palącą potrzebę czegoś, ale nie wiem, czy batonika, szynkę, czekoladę, słone, słodkie, kwaśne, zielone czy francuskie. Po prostu nie wiem i już. Nic na to nie poradzę, ale byłbym wdzięczny, gdybym mógł jasno komuś powiedzieć, że mam TO, nie musząc się tłumaczyć. Jedno słowo i sprawa jasna.

Do tego, wszyscy wiemy, że kable USB funkcjonują w siedmiu wymiarach i dopiero za trzecią próbą wkładamy je w gniazdo odpowiednią stroną. Na to zjawisko proponuję słowo USBekistan, ale wątpię, żeby się na to Uzbecy zgodzili. (Nawiasem, w 99% przypadków w komputerach poprawne ustawienie wtyczki to takie, w którym symbol USB – ten rozgałęziony kabelek – jest na górze, you're welcome.)

Dlaczego uparłem się na nowe słowa? Nie uparłem się. Po prostu widzę lukę w rynku. Skoro na to, jak kot biega jak szalony po dwójeczce jest słowo (poophoria, dla ciekawych), to czemu nie ma na tyle innych rzeczy?
Poza tym, skoro jakieś 97% populacji Polski (czyli wszyscy oprócz Warszawy) zostali w tym roku zaskoczeni istnieniem słowa eluwina, to czemu miałbym nie spróbować dorzucić swojej cegiełki do tego chaosu?

Michał Zawisza Woyczyński

Michał Zawisza Woyczyński

Anglista, dziennikarz, PRowiec z wykształcenia, zamiłowania, zawodu i innych zrządzeń losu. Obserwator, magister sarkazmu i samokrytyki.

Komentarze