Jak nie być sportosnobem?

Kiedy siłownię odwiedzi człowiek w większym rozmiarze, to, albo strzela oczami na prawo i lewo, by upewnić się, że nikt go nie obserwuje, albo wprost przeciwnie - nie patrzy na nikogo, ponieważ sądzi, że ujrzy w czyjejś twarzy źle skrywaną pogardę

Parę dni temu, po przymusowych koronaferiach, znowu zaczęłam chodzić na siłownię. Bardzo się z tego cieszę, bo siłownia nigdy nie była dla mnie miejscem kaźni, a sposobem na zachowanie kondycji, utrzymanie smukłej sylwetki oraz okazją do różnych przemyśleń (pod wpływem endorfin i muzyki w uszach są one raczej pozytywne).

Zauważyłam jednak, że wielu użytkowników siłowni, bywa w nich z całkiem odmiennych pobudek – dla nich priorytetem jest pokazanie się w markowych strojach, pstryknięcie paru fotek do mediów społecznościowych, a dopiero później zadbanie o zdrowie. Nie zamierzam generalizować – zdarzają się wyjątki, które w równym stopniu troszczą się o sferę wizualną, co o formę fizyczną, ale częściej bywa tak, że im bardziej ktoś naśladuje Qczaj/Chodakowska look, tym mniej skupia się na tym, co istotne.

Szczególnie lubię kameralną siłownię, usytuowaną blisko mojego domu. Choć mało tam sportosnobów (mam nadzieję, że ten neologizm nikogo nie urazi), i ją nawiedzają czasem odpicowani mężczyźni i kobiety, po każdej serii ćwiczeń sprawdzający kontrolnie w lustrze, czy po czołach nie spływa im przypadkiem kompromitująca strużka potu.

Autentyczni miłośnicy siłowni z kolei, przychodzą na salę ubrani na ogół w normalne koszulki z krótkim rękawem, luźne, wygodne spodnie i nie wahają się spocić (chociaż po ćwiczeniach wyglądają tak, jakby wylano na nich wiadro wody). Wiedzą, że zanim olśnią świat zgrabną figurą/ idealnym kaloryferem, muszą się namęczyć i zepchnąć swoje poczucie estetyki na sam dół hierarchii ważności.

fot. Samuel Girven, CC0

fot. Samuel Girven, CC0

Co ciekawe, trenują zwykle ludzie szczupli. Można pomyśleć, że ludzie z nadwagą są zbyt leniwi na ruch, ale to chyba nie do końca prawda. Ci, których natura obdarzyła pełniejszymi kształtami, zwyczajnie boją się siłowni. Obawiają się odsłonięcia własnych niedoskonałości, wstydzą się nieporadności, która przecież jest typowa dla wszystkich treningowych żółtodziobów. Kiedy siłownię odwiedzi człowiek w większym rozmiarze, to, albo strzela oczami na prawo i lewo, by upewnić się, że nikt go nie obserwuje, albo wprost przeciwnie – nie patrzy na nikogo, ponieważ sądzi, że ujrzy w czyjejś twarzy źle skrywaną pogardę.

Uważam, że osobom, które w jakimś sensie się wyróżniają – są za grube, zbyt chude, lub ich ciała pod innym kątem odbiegają od standardów – należy się uznanie za to, że zamiast siedzieć w domu i pogrążać w kompleksach, biorą byka za rogi i nad sobą pracują. Samo zdobycie się na odwagę i ćwiczenie w zbiorowości, to dla nich duży krok naprzód.

Siłownia służy do trenowania, a nie do wyglądania. Jeśli potraficie te dwie kwestie połączyć – świetnie, jeżeli jednak ruszacie się na pół gwizdka, by nie zniszczyć fryzury bądź nie spłynął makijaż – już gorzej.

Na siłowni dostajemy przyzwolenie na pocenie się, stękanie z wysiłku, na rozwichrzony włos.
Per aspera ad astra, Drodzy Państwo.

Marta Wiktoria Kaszubowska

Marta Wiktoria Kaszubowska

Doktor filozofii, autorka dwóch powieści beletrystycznych - Zapach tytoniu i Brakujące ogniwo, kulturoznawca.

Strona internetowa:
linkedin.com/marta-wiktoria-kaszubowska

Komentarze