Dwa słowa

Wyobraźcie sobie taką sytuację. Ktoś z góry wprowadza nowe zarządzenie - każdy człowiek może powiedzieć tylko dwa słowa. Dwa słowa na dzień.

Kończy się urlop, ale wspomnienia mam tak samo nudne, jak moje teksty. Na przykład wędrówkę po oblodzonym jeziorze, czerwony zmierzch nad wzgórzami, ucieczkę przed wyimaginowanym deszczem meteorytów w sosnowym lasku. Wiem, są to rzeczy nieważne, emocji niewywołujące. W dodatku, o nudo bezlitosna, ja o nich piszę. Nie o Smoleńsku, nie o papieżu i nie o histerii Pawłowicz. Nawet mnie związki partnerskie nie obchodzą. O kryzysie ani słowa, o skandalach, kto z kim i dlaczego? –sza. Nie ma więc się co dziwić, że tak trudno o „lajki”. Nie będzie się co dziwić, gdy siedmiu moich czytelników pójdzie wreszcie w cholerę. Zabierając psa z kulawą nogą.

Tymczasem, siedząc pod sosną, w zawieszeniu między zimą a przedwiośniem, słuchając ciszy pól – pytam sama siebie, skąd w nas ludziach ciągła potrzeba robienia rabanu? Czemu koniecznie musimy hałasować? Czy my musimy tyle gadać? I po co?

Czytałam niedawno książkę o tym, że wszyscy ludzie oślepli. Dramat. Katastrofa! Zagłada ludzkości. A o ileż lepiej by było, gdyby ludzie zamilkli? Gdyby przestali trajkotać? Wyobraźcie sobie taką sytuację. Ktoś z góry wprowadza nowe zarządzenie. Otóż każdy człowiek może powiedzieć tylko dwa słowa. Dwa słowa na dzień. I żadne komunikatory nie pomogą tego obejść. Nie ma gadania. Koniec z paplaniną. Żadnego gderania. W tramwaju – cisza. Przy wódce – cisza. Żadnych wrzasków, żadnych słów wypełniaczy, słów pustych, słów na wiatr. Żadnych:

– Co słychać?

I żadnych:

– A, jakoś.

Żadnych nieprzemyślanych wyznań porannych, tak skutecznie przeganiających resztki tkliwości. Żadnych telefonów z pytaniami: gdzie jesteś?! Żadnych wyrzutów, niedopowiedzeń. Żadnych:

– O co ci chodzi?!

I żadnych kłamliwych:

– O nic.

Bo szkoda! Szkoda słów. Szkoda je tracić, byle je mówić, skoro w zamian można powiedzieć coś ważnego. Marzy mi się świat, w którym nikt nie pyta: „O czym myślisz?”. Wszak właśnie dlatego myślę, by sobie do woli pomyśleć! Po diabła mam zaraz to mówić?! Po co mam myśli – niedomyślane, niedojrzałe, jak niestrawne ziarna – mielić w tym młynie dialogu?

Milknie więc wszystko dookoła, każda niepotrzebna fraza. Każde roszczenie, pretensje, każda przemowa. Milkną plotki, donosy, anonimy. Zostaje krótkie zdanie, zostają tylko dwa słowa. Co powiem dziś? Że zimno? Że lód na jeziorze? Że zięby przylecą wkrótce? Albo: kiedy wiosna? Czy może o tym, jak wpół roztopiony sopel znów nocą skuje mróz?

Dwa słowa.
Które za jedno kliknięcie: „lubię to” – też przepadają.

Sylwia Kubryńska

Sylwia Kubryńska

Pisarka i blogerka związana z gdańskim środowiskiem literackim.

Prowadzi Najlepszego Bloga na Świecie*
www.kubrynska.com

Sylwia Kubryńska poleca:

BaBa

Komentarze