Dobry, zły, ładny

Jest wyjątkowo stylową personifikacją tego wszystkiego, co trudno wyrazić słowami. Nieuchwytnej charyzmy, tajemnicy, którą za wszelką cenę chcemy odkryć, ujmującej nieoczywistości.

Żyjemy w czasach kiedy moda, pośrednio za sprawą przejęcia jej we władanie przez globalny, korporacyjny biznes, stała się migawkowym trendem, chwilowym kaprysem, reinkarnacją tego co było. Na moment, na sezon, na kliknięcie klawisza.
Yves Saint Laurent powiedział – moda przemija, styl jest wieczny. I o ten ostatni warto kruszyć kopie, dyskutować, poświęcać czas. Przecież nie chcemy stać się bezimiennymi, bezpłciowymi i aseksualnymi klonami propozycji z lookbooków. Nie chcemy, prawda? Dlatego dzisiaj zupełnie nieoczywisty Clint Eastwood zamiast ogranej do bólu celebryckiej papki.

Artyście łatwiej

Ikona kina, aktor, reżyser, 84-letni ojciec siedmiorga dzieci, zasadniczo nie przywiązujący zbytnio wagi do ubrania. Bezimienny rewolwerowiec, Brudny Harry, ostatni sprawiedliwy, małomówny, ale intensywnie obecny. W życiu wielu kobiet nawet bardzo intensywnie. Popatrzmy.

Clint Eastwood, Rawhide, 1961, Public Domain
Rawhide, 1961, Public Domain

Artysta. Oczywiście, że jest mu łatwiej. Może jednocześnie być sobą i mitem, który tworzy poprzez sztukę. James Wolcott, dziennikarz Vanity Fair, opisał Eastwooda w 1985 roku, jako wysoki, rzeźbiony kawałek drewna – słup totemiczny ze stopami… Wydaje się żuć łuskę po pocisku [1]. Taki odbiór wydaje się być celowo sprokurowany przez samego Eastwooda, który o swoim Bezimiennym z kultowej trylogii Sergio Leone mówił, że im bardziej milczący, tym mocniejszy, wyrazistszy i bardziej pobudzający wyobraźnię audytorium.

Od Bezimiennego do…

Bardzo bogatą karierę Clinta Eastwooda, który zagrał w ponad 60 filmach i wyreżyserował ponad 30, można podzielić na trzy kluczowe epizody. Pierwszy to fenomenalna kreacja The Man with No Name w spaghetti westernach Sergio Leone, drugi uosabia się w brawurowej postaci Harry Callahana, a trzeci to Eastwood reżyser. W każdej z tych ról i etapów życia nie wychodzi z roli głównej – samego siebie.

Clint Eastwood, A Fistful of Dollars, 1964, Public Domain
A Fistful of Dollars, 1964, Public Domain

Wybór Clinta Eastwooda jako pierwszego w cyklu Ikony Stylu nie był przypadkowy. Jest on bowiem wyjątkowo stylową personifikacją tego wszystkiego, co trudno wyrazić słowami. Nieuchwytnej charyzmy, tajemnicy, którą za wszelką cenę chcemy odkryć, ujmującej nieoczywistości. Czy utożsamiamy go z jego rolami, pragniemy wierzyć, że wizja świata, którą pokazuje w reżyserowanych przez siebie filmach jest jego własną? Pewnie tak, mit stał się rzeczywistością lub odwrotnie. Istotne jest to, że całość jest wiarygodna i prawdziwa. Więcej, pragniemy by taka była.

Oczywiście, rola w filmie budowana jest przez wizualną stronę postaci, jej kostium. Mamy korelację pomiędzy aktorem, ubraniem i scenariuszem. Problem w tym, że nawet najlepsze ubranie na marnym odtwórcy nie pomoże. 193 cm urody Eastwooda, jakkolwiek milczący by był, robi swoje. Świadczy o tym nie tylko zahipnotyzowana widownia filmów z jego udziałem, ale liczne, i to nawet bardzo, kobiety z krwi i kości w realnym życiu. Coś jest na rzeczy i nie bierze się z niczego. Z tym, że nie bierze się w tym wypadku z patchworkowego westernowego odzienia, z jakichkolwiek garniturów czy innych elementów odzieżowych, które ewidentnie nie są Eastwoodowi do niczego potrzebne. Bo wystarczy on sam.


Kodak Theatre, Los Angeles, 2007, fot. Expert Infantry (flickr), CC BY 2.0

Nadaje styl

Żyjemy w czasach, kiedy kreowanie zewnętrznego wizerunku stało się nadrzędnym celem jednostki. W przypadku gwiazd Hollywood, niejednokrotnie zatrudniane są całe sztaby specjalistów. Na tym tle, nonszalancka, niewymuszona, szorstka, męska elegancja w wydaniu Clinta to coś jakby oddech ulgi. Patrzymy i myślimy – dzięki Ci Boże za pozostawienie przy życiu mężczyzn, którzy z lustra korzystają tylko przy goleniu. Taki, na przykład, Kanye West, z całym szacunkiem dla jego dokonań muzycznych, przestałby chyba normalnie funkcjonować. Cóż zrobić, życie nie jest sprawiedliwe. Tylko nieliczni mogą założyć na grzbiet worek pokutny i dalej będą zwalać z nóg.

Eastwood to Eastwood. Oszczędny w stylu bycia, nie dający się zaszufladkować, zawsze wymowny. Kwestia ubrania, w jego przypadku, jest kompletnie drugorzędna. Publiczność nie ocenia go poprzez markę butów, marynarki czy innych gadżetów. Bez względu na to co założy i tak skupia na sobie uwagę, co nawet w wieku lat 84 przychodzi mu z wyjątkową łatwością i bez specjalnego wysiłku. Bo to on nadaje styl. Jakiej to umiejętności wszystkim mężczyznom, i nie tylko, życzę.

W następnej odsłonie…

 

[1] Marc Eliot „Amerykański buntownik. Życie Clinta Eastwooda”, Wydawnictwo Dolnośląskie

Cammelie

Cammelie

Pisze, bo lubi. Kiedy nie pisze, znaczy, że nie.

Prowadzi autorskiego bloga www.cammelie.com.

Komentarze