Czysty przekaz

Pytania, na które w zasadzie nie da się odpowiedzieć. Przypominają o tym, że forma jest treścią, a treść jest formą. Przypominają, żeby zdobyć się na pewien dystans w opisie rzeczywistości, na klarowność przekazu i umysłową transgresję.

Jakiś czas temu pisałam o początku kwarantanny, z okazji ogarniającej cały świat pandemii. Po paru tygodniach obserwowania zjawisk, chcę kontynuować temat związany z tworzeniem właśnie w tym kontekście. Zastanawia mnie bowiem od dawna to, jak na sztukę, literaturę, muzykę wpływają zjawiska zewnętrzne. Można rzec nawet – biografia twórcy, jego życie, jego historia.

W czasie pandemii, gdy już każdy uświadomił sobie, że ona nie minie po tygodniu, nie minie po dwóch, a jej konsekwencje będziemy odczuwać jeszcze przez najbliższe lata – zaczęła się fala artystycznych projektów w głowach ludzi, odizolowanych od innych. Nie przeczę, że czas samotności podsycanej wieloma emocjami jest bardzo dobry dla wyobraźni. Jednak w tym felietonie zwrócę uwagę na to, jak same emocje i świat zewnętrzny mogą wpływać na określone dzieło – a nie na sam akt tworzenia.

To ważne rozróżnienie zaobserwowałam na własnym przykładzie, bawiąc się z pisarstwem, mieszając w kotle słów rozmaite pomysły, struktury mentalne i emocje. Wreszcie zrozumiałam: emocją nie należy się kierować nie tylko w życiu prywatnym, ale i w kreacji. Weźmy na warsztat temat pandemii. Jak wielu z Was wpadło nagle na genialne pomysły? A jak wielu zaczęło wcielać je w życie, inspirując się pustymi ulicami miast i zbiorową zakupomanią lub przekazując złote recepty na spędzanie wolnego czasu? Chwila… oddech, też uczę się precyzji i cierpliwości!

fot. Paweł Czerwiński, CC0

fot. Paweł Czerwiński, CC0

W przypadku twórczości, podyktowanej przeżyciami jednostki lub społeczeństw, warto zastosować kilka metod, które ja lubię nazywać sposobami zen. Niektórzy określiliby je chłodnym dystansem, a może nawet odcinaniem się od faktów i przykrywaniem emocji grubą płachtą pseudo-oświecenia. Lecz słowne dyskursy nie grają tutaj roli – w tworzeniu liczy się śmiałe podążanie za wyobraźnią i techniką, za swoim pomysłem i umiejętnościami. Dlatego, gdy przepływa przez artystę fala emocji, która aż prosi, by przelać ją na papier, to warto… zastosować koan dla swojego umysłu.

Koany to pytania, na które w zasadzie nie da się odpowiedzieć. Przypominają o tym, że forma jest treścią, a treść jest formą. Przypominają, żeby zdobyć się na pewien dystans w opisie rzeczywistości, na klarowność przekazu i umysłową transgresję. Bo czy współcześnie powstająca literatura, malarstwo, grafika, mają być tarzaniem się w czyichś wnętrznościach (emocjonalnych)? Mam często wrażenie, że robimy to i tak – na co dzień, szczególnie mieszkając w miastach lub poddając się społecznej presji, by czuć to i tamto, by robić to i tamto.

Tymczasem nawet mała cząstka sztuki, czystego przekazu, potrafi ocucić umysł, zedrzeć zasłony z czującego serca i przypomnieć innym o… ich własnej jaźni, poszerzyć ją może nieco, skierować na autorefleksję. Nie od dziś kreacja służyła temu, aby stopić w jedno przekaz i odbiorcę, by uczynić z nich swoje lustra. Jednak lustro najlepiej, gdy jest czyste, a nie porysowane czyjąś piętrzącą się frustracją. I piszę to do siebie, jak i do każdego twórcy – podejmij wyzwanie, twórz koany dzisiejszego świata, przekrocz formę, przecieraj szlaki treścią, bądź paradoksem. Stawiaj pytania – swoim emocjom, sobie, światu.

Martyna Borowska

Martyna Borowska

Pasjonatka pisarstwa, filozofii wschodniej, hermetyzmu i mentalnej transgresji.

Otwiera słowem drzwi percepcji na alslowia.pl.

Komentarze