Czego polscy faceci powinni się nauczyć...

Używanie tylko mydła i pianki do golenia to jeszcze nie dbanie o siebie, a niezbędne minimum. Może warto rozejrzeć się czasem po sklepowych półkach i zrobić coś z tymi worami pod oczami czy włosami w nosie.

Duma z bycia Polakiem jest chwalebna, nie oznacza jednak, że powinniśmy bezwzględnie zamykać się na świat. Wiadomo – najlepiej znamy się na futbolu i potrafimy pić wódkę bez popity, ale w innych sprawach troszeczkę odstajemy od średniej – nie tylko europejskiej, ale i światowej. Spróbujmy zastanowić się, czego brakuje przysłowiowemu Pola(cz)kowi i od kogo mógłby on zaczerpnąć nieco inspiracji.

Romantyzm od Włochów

Nie raz byłem świadkiem, jak polskim facetom nerwowo drgała szczęka, kiedy idąc ulicą któregoś włoskiego miasta, ze swoją lubą pod rękę, musieli znosić uśmiechy i komplementy w stylu bella, bella!, kierowane wprost do ich wybranki. Zakładam, że niektórzy pomyśleli nawet, iż luba jest obrażana i nazywana po prostu belą (w znaczeniu: gruba jak bela), ale nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że byłem również świadkiem tego, jak doskonale Włosi wprawili się w sztuce flirtu. Jak potrafili kobietę adorować, zasypywać komplementami, spełniać jej życzenia. Zabierali ją na plażę, by ją tam po prostu… ha! Wcale nie! Przynajmniej nie od razu. By ją tam po prostu… oszołomić pięknem nocnego nieba i kieliszkiem dobrego wina. Ale pedalstwo! – powiedziałby niejeden Polak. Można tak sobie oczywiście wmawiać, jednak to Włoch skradł serce tamtej kobiety…

Kuchnia od innych nacji

Panowie, naprawdę… schaboszczak może poczekać, użyjmy nieco wyobraźni… Zresztą w domu jedzmy te swoje karkówy i kiełbachy, ale chociaż podczas randki czy kolacji w domu spróbujmy wykazać się odrobiną oryginalności. Ja wiem – przez żołądek do serca, ale to nie oznacza, że porcja ma być tak duża i ociekająca tłuszczem, żeby to serce miziać od dołu… Smaki, zapachy, kolory, dobre wino (ale nie to, co jest dobre, bo jest tanie i dobre, tylko naprawdę dobre wino – może nawet kosztować trochę więcej, niż pięć zeta…). No i ruszmy głową, bo wybór jest naprawdę ogromny: sushi, pizza (własnej roboty, nie ta z budy za rogiem), zestaw serów francuskich, szynka parmeńska, hummus…

fot. Seksak Kerdkanno, CC0

fot. Seksak Kerdkanno, CC0

Dbanie o siebie – na przykład od Francuzów

Tuż po studiach zacząłem pracować w firmie, gdzie wszyscy męscy faceci nabijali się z jednego gościa z Francji, który był wielkim fanem kosmetyków do twarzy. Stosował kremy, odżywki i maseczki, unikał również słońca. I oczywiście w pracy nie miał życia. Traf chciał, że kilka miesięcy temu odwiedziłem tę firmę (po ponad 15-tu latach). Ledwo poznałem dawnych kolegów. I tylko ten od maseczek w zasadzie nic się nie zmienił. Jaki z tego morał? Ano taki, że bez wspomagaczy nasze ryje będą się starzeć szybciej. Że używanie tylko mydła i pianki do golenia to jeszcze nie dbanie o siebie, a niezbędne minimum. Że warto rozejrzeć się czasem po sklepowych półkach i zrobić coś z tymi worami pod oczami, włosami w nosie i dziurą w zębie.

Jestem cool?

Nie, drodzy panowie, to jeszcze nie koniec. Zachęcam do samodzielności, zachęcam do poszukiwań. Uczmy się punktualności od Niemców, rozmawiania od serca od Rosjan, tańca od Latynosów i dowcipu od Anglików. Spróbujmy zrozumieć, że Arabowie potrafią iść na imprezę i nie pić, Japończycy naprawdę lubią tę wstrętną zieloną herbatę, a niektórzy Hindusi nie jedzą mięsa (tak, tak!) i to od dziecka. I nie mówią o sobie zaraz jestem cool, bo jestem wege…

Marcin Jaskulski

Marcin Jaskulski

Warszawiak. Z wykształcenia ekonomista. Autor powieści i poradników, bloger, copywriter.

Strona internetowa
www.contenido.pl

Komentarze