Być jak klient

Co ja właściwie chciałabym kupić? Jakiej marki produkt chciałabym kupić? Ile chciałabym na niego wydać? Szybko okazało się, że byłam kompletnie nieprzygotowana...

Twierdzenie, że dobry sprzedawca potrafi wczuć się w nasze potrzeby, potrafi zawierać w sobie znacznie mniej prawdy niż napis Masło orzechowe, 100% naturalne, dumnie prężący się na etykiecie tej spożywczej pomyłki z Biedronki. Czy zawsze?

Klasyczna środa

Dzień jak co dzień, nie za ładny oczywiście, bo to była taka klasyczna środa. Znużona standardowymi ziemskimi obowiązkami jak praca, pozwoliłam swoim myślom wypłynąć hen za horyzont… a konkretniej gdzieś w okolice Rossmanna. Ponieważ comiesięczny briefing zdążył ululać większość moich synaps, postanowiłam, że jeśli dotrwam do końca tej karuzeli kolesiostwa i kopalni beznadziejnych pomysłów, to sprawię sobie prezent w postaci szminki, pudru czy czegoś tam.

Dodam na marginesie, iż powiedzieć, że średnio się znam na makijażu to w sumie tak jakby powiedzieć, że niedźwiedź średnio kwalifikuje się do ruskiego baletu. Oczywiście jak przystało na silną i niezależną kobietę XXI w., potrafię namalować sobie twarz, jeśli sytuacja tego wymaga. Tyle, że wiecie, bliżej temu dziełu do Dalego niż Rembrandta.

fot. stux, CC0

fot. stux, CC0

Jedziemy!

No i dobra, dzieje się. Wchodzę do sklepu. Poprawiam na nosie okulary, włączam bojowe nastawienie i biegnę upolować jakieś must have mięsko. Przeciskam się do półek z tzw. kolorówką i mój mózg napotyka pierwsze trudności. Co ja właściwie chciałabym kupić? Jakiej marki produkt chciałabym kupić? Ile chciałabym na niego wydać? Szybko okazało się, że byłam kompletnie nieprzygotowana, ale oto, pojawiła się z pomocą pani, w fartuszku z napisem Rossmann i poczułam w serduszku, że byłam uratowana.

Niestety mój delikatny sygnał w postaci lekko uniesionej ręki i rozchylonych ust, który miał ukazać zainteresowanie pomocą, został bestialsko przyćmiony perlistym: PRZEEEEEPRAAASZAAAAM!

Zmuszona połknąć wściekłość niczym rozżarzonego papierosa, zdusiłam w sobie chęć mordu i grzecznie poczęłam czekać na swą kolej. Moje zdolne ucho jednak dało radę wychwycić co najlepsze smaczki tej rozmowy, a wyglądała ona mniej więcej tak:
– W czym mogę pani pomóc?
– No bo mam pytanie.
Chwila ciszy.
– Słucham.
– Wie pani co? Bo zastanawiam się nad jednym produktem.
– No, no?
– Tylko ja to się specjalnie, wie pani, na tym nie znam.
– Spoko, a to jakiś ma być lepszy?

Już coś przestało mi pasować. Biorąc poprawkę na to, że obie panie miały po 25/28 lat, zaczęłam zastanawiać się, czy nie jest to przypadkiem nieznany mi dialekt. Jeszcze zrozumiem głupotę klientki, ale to, że ekspedientka nie dość, że nie miała do niej, za trudności w ubieraniu myśli, pretensji, to jeszcze wydawała się wiedzieć, o co chodzi i o zgrozo… nadawać na podobnych falach.

– No, no lepszy. Ale o taki ten do powiek chodzi – tutaj protagonistka posłużyła się gadżetem, na który pozwoliłam sobie zapuścić żurawia. W ręku trzymała mały słoiczek z czymś kolorowym w środku.
– Wie pani co, bo ja to bym pani inny poradziła, taki droższy trochę, ale większy i ładniej się trzyma.
– A niech mi pani powie, lepszy taki mokry?
– Zależy, do czego pani potrzebuje.
– A czym się właściwie różni ten mokry od suchego?
– Wie pani co… no głównie tym, że jest mokry.

Ponieważ, alkohol

Tutaj zmuszona byłam się poddać. Z kamienną twarzą, odłożyłam dziwny kolorowy produkt, który stanowił mój kamuflaż, na półkę obok. Nie myśląc o pani w fartuszku, klientce, sklepie i ogólnie niewiele myśląc, udałam się do pierwszego monopolowego na jaki trafiłam, celem wydania weń całego kapitału, jaki miałam przeznaczyć na produkt drogeryjny.

Tyle na dzisiaj, dziękuję Państwu za uwagę i jestem za Xanaxem bez recepty.

Paulina Jarczok

Paulina Jarczok

Lubiący wyzwania korposzczurek, artystka i wizjonerka.
Pełna pasji samozwańcza pani psycholog, kochający ludzkość malkontent i mizantrop.

Komentarze